Jak widać, wpisy stały się rzadsze. Po prostu przestaliśmy jeździć do pszczół. Naprawdę. Postaraliśmy się wszyscy, aby im możliwie jak najmniej przeszkadzać. Posprzątaliśmy po naszych najgorszych błędach, stwierdziliśmy, że zaczęły sobie nosić pyłek i nektar - i odpuściliśmy w oczekiwaniu na koniec sezonu.
Plan polegał na tym, aby dostały możliwie jak najdłuższy czas w spokoju, gdy pożytki się kończą, a pszczoły stopniowo zaczynają składać gniazdo zimowe. Niech sobie polatają w spokoju.
A tu nawłoć zakwitła w najlepsze i pszczoły wybitnie się uspokoiły. Za to zaczęły intensywnie latać na pożytek.
Z końcem sierpnia wybrałem się z Elizą na pobieżną kontrolę, jak wyglądają przygotowania do końca sezonu i czy może jednak jakiś miód znajdzie się też dla nas. Znajomi pszczelarze zapewniali nas, że na co, jak na co, ale na nawłoć można liczyć w tej okolicy.
Eliza zabrała ze sobą aparat i napstrykała więcej niż parę niezłych zdjęć. Ilustrują ten wpis.
Silniejsze rodziny siedziały na górnych korpusach, stopniowo napełniając je miodem. Słabsze miały po jednym korpusie i dosyć dobrze tam pracowały. Nie zwracały na nas uwagi. Tego jeszcze nasza pasieka nie oglądała. W naszym pierwszym sezonie pszczoły dały nam solidną lekcję. Także w ten sposób, że nie zachowywały się zgodnie z podręcznikami. Ewidentnie ich nie czytają. W książkach stoi, że pszczoły są wiosną łagodniejsze, a na jesieni zaczynają się robić nerwowe. U nas było odwrotnie. Na początku ostro. Jeszcze w kwietniu dostaliśmy solidną porcję żądeł i nikt od tego nie był wolny. A z biegiem czasu pszczoły się uspokoiły i zajęły pracą. A do tego wyraźnie było widać, że zbierają masę miodu.
Po ostatnich przygodach z głodem w lipcu nie planowaliśmy zabierać nic pszczołom. Pustki w plastrach nie wróżyły dobrze zimowli. Zainwestowaliśmy sporo pieniędzy w dodatkowe hektolitry syropu inwertowanego (jeden z najmniej szkodliwych pokarmów zastępczych dla pszczół). Postanowiliśmy zapobiec głodowi i dać pszczołom zabezpieczenie na zimę.
Jednak priorytetem naszym stało się zdrowie pszczół. Uznaliśmy, że taki program chowu i hodowli pszczół nam odpowiada teraz i na pszyszłość. Po pierwsze miód ma służyć pszczołom. Pszczelarzowi dopiero po drugie.
Zgodnie z zaleceniami mentora, mieliśmy silne rodziny "zwinąć" z dwóch korpusów na jeden. A to dlatego, że i tak pszczoła letnia nie dożyje zimy i w rodzinie pozostaną tylko specjalnie wyhodowane pszczoły zimowe - tłuste, dobrze odżywione, zdolne przeżyć kilka miesięcy wyłącznie na zapasach. A ostatnie ich zbiory kierowane do korpusu zimowego, pozwolą im łatwiej sobie zorganizować przestrzeń do zimowania i szczelniej wypełnić plastry.
Pszczoła zimowa jest mniej liczna od letniej, bo ma inne zadania: przeprowadzić rodzinę z matką przez zimę, a na wiosnę "uruchomić" od nowa cykl produkcyjny. Czyli wychować nowe, wiosenne pszczoły.
Zatem ostatnie pszczoły letnie i jesienne mają za zadanie naszykować ul do zimy. To znaczy przebudować plastry pod kątem sprawnej zimowli i napełnić je zapasami. W normalnym świecie oznacza to: miodem i pierzgą.
Według niektórych podań ludowych ograniczenie przestrzeni pszczołom działa na ich korzyść w zimowaniu. Nie wiem, co o tym myśleć. Na logikę nie powinno to mieć znaczenia.
Przecież w dziupli nikt im plastrów nie układa. No, ale jeżeli mamy pszczołę od 20-30 pokoleń żyjącą pod rządami człowieka, to kto wie? Może ona już tak zgłupiała, że nie umie sobie sama gniazda poukładać?
Byłoby śmieszno i straszno, gdyby to okazało się prawdą.
Nie możemy za bardzo pomóc, ani nie powinniśmy szkodzić ponad potrzebę. Postanowiliśmy się zastosować do wskazówek, a analizą ich słuszności zająć na wiosnę.
Z oglądu ramek wyszło jednakowoż, że w niektórych rodzinach jest jeszcze tyle czerwiu, że jeżeli np. za tydzień zaczniemy zwijać je do dolnego korpusu, zostaną nam w dużej ilości wolne ramki - Z MIODEM!!!
Po pierwsze zatem postanowiliśmy odczekać więcej niż tydzień z układaniem gniazd na zimę. Niech się ten czerw wygryzie. A jak się już wygryzie, to zrobimy MIODOBRANIE!